Fundacja dla Zwierząt | www.argos.org.pl

[źródło: Tygodnik "Wprost", Nr 829, 18 października 1998]

Janusz Tomaszewski

Sprawy wewnętrzne

Z lektury gazet wyłania się obraz ministra spraw wewnętrznych i administracji, który wypowiedział wojnę bezdomnym zwierzętom zamiast walczyć z bandytami.

Pieski świat

Nie jestem językoznawcą i nie zamierzam nim być. Kiedy jednak czytam prasę, słucham radia i oglądam telewizję, zaczynam odnosić wrażenie, że mamy w Polsce całe zastępy Wielkich Językoznawców, odmieniających na wszystkie sposoby słowa, które wydawało się, że zostały praktycznie zapomniane. Ostatnio jednym z bardziej popularnych słów używanych przez niektórych publicystów "językoznawców" stało się słowo "hycel".

Kiedy czyta się gazety, można również odnieść wrażenie, że Polska to kraj obfitujący w mędrców różnego autoramentu, sumień narodu, wyznawców prawd objawionych. Wśród tej obfitości poczesne miejsce zajmują ludzie, których nazwać by się chciało "obrońcami uciśnionych" i to obrońcami starającymi się bronić każdego - z sensem czy bez sensu. Byle tylko pokazać, jacy są dobrzy, jakimi są Europejczykami, jak bardzo myślą o bliźnich i ich problemach. Nie bez kozery piszę o obrońcach, bo właśnie oni ostatnimi czasy wypełniają ekrany telewizorów i zajmują wolne miejsca w gazetach, tygodnikach i miesięcznikach. Myślę oczywiście o obrońcach zwierząt. Gdybym nagle znalazł się w Polsce, nie znając tego kraju, po przeczytaniu gazet pomyślałbym, że mieszkają w nim ludzie, którzy nie robią nic innego tylko opiekują się zwierzętami, zranionym ptakom bandażują skrzydła, bezdomnym kotkom co rano znoszą mleko do piwnicy, przygarniają bezpańskie psy. Jakże sielski obraz. Z tej samej lektury wyłoniłby się obraz ministra spraw wewnętrznych i administracji, który wypowiedział wojnę bezdomnym zwierzętom zamiast walczyć z bandytami.

Po ulicach miast i miasteczek wałęsają się tysiące bezpańskich, często wyrzuconych z domu psów i kotów. Czasami tylko jakaś litościwa dusza wystawi na podwórko czy do piwnicy coś do jedzenia, by te najbiedniejsze zwierzaki nie musiały ginąć z mrozu i głodu. Zbliża się zima i znów może się okazać, że w piwnicach są pozatykane okna, by koty nie mogły tam wchodzić. I koty będą ginąć z zimna. Gdzie wtedy będą obrońcy praw zwierząt? Czy zagwarantują tym wszystkim bezdomnym psom i kociakom ciepły kąt i miskę strawy, czy przygarną osiedlowe kundle do własnego domu? Czy wezmą na utrzymanie szczeniaka ze schroniska? Kiedy zaś podejmuje się realne działania, mające ulżyć doli tych przez nikogo niechcianych, wyrzucanych z domów, często chorych kotów i psów, odzywają się obrońcy zwierząt. Ludzie ci, często o znanych nazwiskach, dużo mówią o niedoli zwierzaków, niewiele im samym pomagając.

Zbliża się zima i znów może się okazać, że w piwnicach są pozatykane okna, by koty nie mogły tam wchodzić. Gdzie wtedy będą obrońcy praw zwierząt?

Obrońcy bezpańskich zwierząt zapominają, że w 1997 r. Sejm przyjął - po konsultacjach z organizacjami pozarządowymi - ustawę o ochronie zwierząt, która nałożyła na MSWiA obowiązek opracowania zasad wyłapywania bezpańskich zwierząt. W momencie, kiedy parlament zaakceptował ustawę, nie znalazł się nikt, kto oprotestowałby ją czy zainteresował się pomysłem wyłapywania bezdomnych zwierząt, zawartym w jej tekście. Ustawa jest, a obowiązek napisania rozporządzenia przypadł mojemu ministerstwu.

Wyłapywanie ma być środkiem do zapewniania opieki bezdomnym zwierzętom w schroniskach. Pragnę przypomnieć jednak tym wszystkim obrońcom, że decyzja o wyłapywaniu zwierząt na terenie gminy może zostać podjęta tylko pod warunkiem, że wcześniej zostaną przeprowadzone konsultacje w tej sprawie z państwowym lekarzem weterynarii i organizacjami zajmującymi się statutowo ochroną zwierząt. Co więcej, decyzja ta musi być uzgodniona ze schroniskiem, które zgodzi się zwierzęta te przyjąć. Nie jest zatem tak, jak próbują nas niektórzy przekonywać, że mimo braku warunków i wbrew zgodzie obrońców zwierząt będzie się je wyłapywało. Mamy tu do czynienia z odwrotną sytuacją, najpierw musi być zgoda i zagwarantowanie godziwych warunków, by można było przystąpić do wyłapywania bezdomnych zwierzaków. Niektórzy Wielce Szanowni i Utytułowani publicyści zarzucają mi, że chcę doprowadzić do tego, że będzie się odbierało zwierzęta starszym paniom, które spuściły swoich pupilków ze smyczy. Bezmyślność to tylko czy celowe wprowadzanie w błąd? Nie muszę tu chyba, choć niejednokrotnie jestem wywoływany do tablicy, odpowiadać na tak dziwne zarzuty. Każdy przecież wie, że jeśli pies ma obrożę i znaczek identyfikacyjny, nie jest pieskiem bezpańskim. Jeśli zaś psina taka rzeczywiście błąka się po mieście, to naprawdę jej właścicielowi łatwiej będzie ją znaleźć w schronisku niż na ulicy. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest również, o czym przypominają obrońcy praw zwierząt, praktykowane już w niektórych państwach wszczepianie psom i kotom chipów identyfikacyjnych, co niewątpliwie bardzo ułatwia odnalezienie zwierzaka i opiekuna. Może więc cała ta dyskusja powinna pójść w zupełnie innym kierunku, może wreszcie powinniśmy zadbać o nasze domowe zwierzęta, byśmy nie musieli potem ich poszukiwać przez media, jeździć w rozpaczy po ulicach i wypatrywać naszego Azorka. Warto też, zamiast mówić tyle o losie bezdomnych zwierząt, więcej dla nich robić. To prawda, że mało jest schronisk, że są przepełnione, że los przebywających tam zwierząt jest smutny. Ale właśnie to rozporządzenie powinno skłonić gminy do budowy nowych schronisk i do zainteresowania się losem bezdomnych zwierząt. Na koniec chciałbym zwrócić uwagę wszystkim zatroskanym o ich los, że gminy mają również obowiązek uprzedzenia o akcji wyłapywania zwierząt. Po ogłoszeniu akcji właściciele powinni zwrócić baczniejszą uwagę na swoich podopiecznych, a problemów na pewno nie będzie. Co pozostawiam Wielce Utytułowanym Obrońcom Praw Zwierząt pod rozwagę.

Janusz Tomaszewski