Fundacja dla Zwierząt | www.argos.org.pl

Mój Pies, czerwiec 2005

Tomasz Jastrzębowski

Raporty bezradności

Pisanie raportów o bezdomnych zwierzętach ma sens tylko wtedy, gdy idą za nimi konkretne działania. W Polsce – nie idą

Wkrótkim odstępie czasu opublikowane zostały dwa niezależne raporty dotyczące sytuacji bezdomnych zwierząt w Polsce. Oba są przygnębiające. Raporty przygotowane przez Główny Inspektorat Weterynarii i Biuro Ochrony Zwierząt Fundacji Azylu pod Psim Aniołem, choć opisują to samo zjawisko, bardzo się różnią. Pierwszy próbuje pokazać stan polskich schronisk i mieszkających w nim psów i kotów. Zdaniem autorów, sytuacja, choć zła, jest lepsza niż kilka lat temu. Drugi raport koncentruje się na analizie polskiego prawa, które zamiast pomagać, tylko pogarsza sytuację zwierząt.

Psy się nie bilansują

Przygotowany przez Główny Inspektorat Weterynarii Kraju raport powstał na podstawie ankiet rozesłanych do schronisk (w niektórych prowadzone były też inspekcje powiatowych lekarzy weterynarii). Dotyczy głównie danych z 2003 roku – czyli w momencie publikacji jest właściwie nieaktualny. Zdaniem Krzysztofa Jażdżewskiego, głównego lekarza weterynarii kraju, nie jest to jednak problem, ponieważ raport – w zestawieniu z podobnymi dokumentami z poprzednich lat – ma pokazywać „tendencje rozwoju naszych schronisk i ulepszania w nich standardów”.

Gorzej, że już na wstępie raportu autorzy przyznają, że dane z 9 proc. schronisk „nie bilansują się”. Oznacza to, że co dziesiąte polskie schronisko nie dostarczyło wiarygodnych danych o losie swoich podopiecznych, mimo że istnieje ustawowy obowiązek prowadzenia ewidencji zwierząt w schroniskach, a Inspekcja Weterynaryjna jest organem nadzorczym nad schroniskami...

– Dane traktujemy surowo. Jeśli informacje z ankiet nie zgadzają się, to nie uwzględniamy ich w statystykach. W drastycznych przypadkach – wyjaśniamy to. Obserwujemy jednak znaczący postęp. Kilka lat temu niewiele schronisk dostarczało bilansujące się dane – mówi dr Jerzy Dowgiałło, ekspert głównego lekarza weterynarii z Departamentu Bezpieczeństwa Żywności i Weterynarii Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Informacji o niedoskonałych statystykach nie należy lekceważyć, istnieje bowiem uzasadnione podejrzenie, że rzetelnych danych nie dostarczają głównie te placówki, w których łamane są prawa zwierząt.

Statystyczne sukcesy

Według raportu, liczba psów w schroniskach z roku na rok się zwiększa. W 2003 roku w polskich przytuliskach przebywało ich łącznie 75 tys., czyli o 6 proc. więcej niż rok wcześniej. Jerzy Dowgiałło także te dane potrafi zinterpretować optymistycznie: – Patrząc z perspektywy kilku lat, widać tendencję: linia trendu wybrzuszona jest lekko do góry. Mamy więc nadzieję, że zgodnie z tym trendem liczba zwierząt w schroniskach się najpierw ustabilizuje, a w następnych latach zacznie spadać – mówił podczas konferencji prasowej, wzbudzając uśmiech na twarzach zgromadzonych w sali osób – uśmiech przez łzy, bo niestety urzędnicy nie mają żadnego planu zmniejszenia populacji bezdomnych zwierząt w Polsce. Krzysztof Jażdżewski zapewnia tylko, że będzie popierał każdy projekt zmierzający do ograniczenia liczby bezdomnych zwierząt, a na razie proponuje korzystać z doświadczeń innych, np. Brytyjczyków. Tymczasem obecny podczas prezentacji raportu David Bowles (dyrektor Departamentu ds. Międzynarodowych Brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa ds. Ochrony Zwierząt – RSPCA) tłumaczył, że istnieją tylko trzy sposoby zapobiegania przepełnieniu schronisk. – Gdy schroniska osiągają swój pułap, można je zamknąć (nie przyjmować nowych psów), zwiększyć liczbę adopcji albo usypiać zwierzęta – mówi Bowles. Pytanie retoryczne – którą z tych metod powinny stosować polskie schroniska?

Według raportu, 35 proc. polskich schronisk jest przepełnionych. Eksperci inspekcji weterynaryjnej nie omieszkali zauważyć, że i tu sytuacja się poprawia, bo rok wcześniej było ich 48 proc. Z kolei eutanazja, o której wspomniał Bowles, jest już w polskich schroniskach prowadzona. W 2003 roku uśpiono 8822 psy, czyli 12 proc. wszystkich przyjętych do schronisk! (dodatkowo 7 proc. zwierząt padło – w wyniku zagryzień, chorób, urazów). W raporcie nie ma niestety informacji o przyczynach eutanazji, co pozwoliłoby stwierdzić, czy na pewno były one przeprowadzane zgodnie z obowiązującym prawem. Autorzy zwracają za to uwagę, że uśmierceń psów jest o 2 proc mniej niż rok wcześniej.

Niewysterylizowane, niezaszczepione

Dramatycznie wygląda polityka sterylizacji zwierząt, która... praktycznie nie istnieje. Zabiegom poddawanych jest tylko 7 proc. psów, a w ogóle ich nie przeprowadzają 73 schroniska, czyli co druga placówka! Mało tego, zaledwie 48 proc. psów zostało zaszczepionych przeciwko wściekliźnie (!), a jeśli chodzi o szczepienia przeciwko chorobom zakaźnym, to w ogóle nie prowadzi się ich w 41 proc. polskich schronisk. – Szczepienia przeciwko wściekliźnie powinny być priorytetem dla kontroli inspekcji – przyznaje Jażdżewski.

W raporcie nie starczyło miejsca na rozdział poświęcony wnioskom – jak rozwiązać problemy polskich schronisk. Znalazła się jedynie informacja, że w 2003 roku Inspekcja Weterynaryjna wydała w celu poprawy stanu schronisk 54 decyzje administracyjne oraz 145 zaleceń, uwag i wniosków. Ile złożono wniosków do prokuratury – nie wiadomo.

Hycel zarabia, pies płaci

Najbardziej pozytywna informacja, którą znaleźć można w raporcie głównego lekarza weterynarii kraju, mówi o rosnącej liczbie adopcji. W 2003 adoptowano 41,5 tys. psów, co oznacza, że ponad połowa (55 proc., o 3 proc. więcej niż rok wcześniej) psów trafiających do schronisk znalazła nowych właścicieli. Podczas konferencji prasowej David Bowles za pozytywne wiadomości uznał też to, że taki raport w ogóle jest przygotowany (w Wielkiej Brytanii takiego opracowania nie ma), oraz to, że mamy w Polsce dobre prawo regulujące działalność schronisk. To ostatnie stwierdzenie zabrzmiało niestety niczym ponury żart, zwłaszcza gdy zajrzy się do drugiego z opublikowanych ostatnio raportów, finansowanego przez Fundację im. Stefana Batorego. Biuro Ochrony Zwierząt Fundacji Azylu pod Psim Aniołem w dokumencie „Hycel 2004” obnaża bowiem niedoskonałości polskich przepisów, które przyczyniają się do... eksterminacji psów.

Do opieki nad bezdomnymi zwierzętami zobowiązane są gminy. Zgodnie z przepisami, lokalne władze są odpowiedzialne także za wyłapywanie zwierząt. W praktyce wygląda to tak, że gmina podpisuje umowę z jakimś podmiotem gospodarczym i płaci mu za dostarczenie zwierzęcia do schroniska. Co ważne, jest to zazwyczaj tylko opłata jednorazowa, gminy nie płacą już za utrzymywanie wyłapanych zwierząt w schroniskach. Zdaniem Tadeusza Wypycha (kierownika biura), system ten prowadzi w prostej linii do usypiania psów. Schroniska nie mają bowiem za co utrzymywać zwierząt, a pieniądze, które powinny dostawać zwierzęta, zgarniają hycle, którzy przywożą psy do schronisk.

Zbyt trudne pytanie

Według ustawy, zwierzęta uśmiercać można tylko „z powodu nadmiernej agresywności, powodującej bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia ludzkiego, a także dla zwierząt hodowlanych lub dziko żyjących”. Wypych zwraca uwagę, że owo „bezpośrednie zagrożenie” praktycznie nie może występować w schronisku, które przecież powinno być zakładem szczególnie do takich zagrożeń przygotowanym, czyli wyposażonym w specjalne pomieszczenia dla zwierząt agresywnych, odpowiednie środki techniczne, wykwalifikowany personel itd. W raporcie „Hycel 2004” padają bardzo poważne oskarżenia: „Powstają nowe schroniska, komercyjne, wyspecjalizowane w nielegalnym, za to szybkim i zyskownym pozbywaniu się zwierząt”. „Funkcjonują na rynku fikcyjne schroniska, a te rzeczywiście działające wykazują się czasem księżycową ewidencją”. Wypych zapewnia, że ma dowody na poparcie tych tez. – Złożyliśmy wiele doniesień o popełnieniu przestępstwa. Ocena dowodów i kwalifikacja prawna czynów należy do prokuratur i sądów. Problem w tym, że one się nie spieszą – mówi Wypych.

Co na to główny lekarz weterynarii kraju? Spytaliśmy Krzysztofa Jażdżewskiego, czy uważa za dobry system, w którym gminy płacą za dostarczenie zwierzęcia do schroniska, a nie za opiekę nad nim. – To pytanie jest dla mnie zbyt trudne. Ja nie zajmuję się ekonomiką. Nie wiem, co byłoby dla schronisk korzystniejsze – odpowiedział Jażdżewski.

Problem nie tylko w pieniądzach

W raporcie „Hycel 2004” znajduje się też wiele informacji dotyczących schronisk. Autorzy tego opracowania korzystali częściowo z tych samych danych, co główny lekarz weterynarii kraju, ale próbowali także zdobywać informacje na własną rękę. Ponieważ w Polsce nie ma ustalonej metodyki ewidencjonowania działalności schronisk ani procedur gwarantujących wiarygodność tych danych, to liczby w obu raportach czasami znacząco się różnią. Przykładowo, zdaniem głównego lekarza weterynarii kraju, na koniec 2003 roku w naszych schroniskach było 18 914 psów, a zdaniem Tadeusza Wypycha – 19 129. Według tego drugiego, w ciągu roku liczba psów w schroniskach wzrosła o 10 procent. Ciekawostką jest także obserwacja Wypycha dotycząca zależności między środkami finansowymi, jakimi dysponuje schronisko, a jakością opieki (mierzonej jako odsetek zwierząt uśmierconych, padłych i zabitych). Wprawdzie najgorzej z jakością opieki jest w schroniskach o stosunkowo niskim budżecie, czyli np. w schroniskach w Radomiu czy Tomaszowie Mazowieckim, ale z drugiej strony są też placówki o jeszcze mniejszym budżecie (poniżej 250 zł rocznie na psa), np. w Łomży, Legnicy, które mogą pochwalić się znacznie korzystniejszymi wskaźnikami.

Nierealny plan sterylizacji

W podsumowaniu swojego raportu Wypych podkreśla, że zadaniem państwa nie powinna być opieka nad bezdomnymi zwierzętami, ale zapobieganie zjawisku bezdomności. Dlatego proponuje program likwidowania nadpopulacji psów i kotów przez ogólnodostępną, bezpłatną ich sterylizację, kastrację i uśmiercanie ślepych miotów.

Dla przykładu podaje, że roczny budżet warszawskiego schroniska na Paluchu w 2004 roku (4,7 mln zł) wystarczyłby na sterylizację/kastrację dziesięciokrotnie większej liczby psów, niż schronisko przyjęło w ciągu tego roku.

Program ten nie ma jednak żadnych szans na realizację. Po pierwsze dlatego, że do jego wdrożenia wcale nie spieszy się urzędnikom. – Lekarz weterynarii nie jest Panem Bogiem. Nasz urząd nie decyduje o budżecie. My możemy tylko wnioskować o dodatkowe środki na sterylizację zwierząt. Być może to zrobimy – mówi Jażdżewski.

Powód drugi, dla którego narodowy plan sterylizacji raczej nie powstanie, wynika ze skali zjawiska. Policzmy. Sterylizacja po kosztach średniej wielkości suki to 150 zł, kastracja psa ok. 100. Przyjmijmy więc, że średnia cena zabiegu to 125 zł. Zdaniem dr. Jerzego Dowgiałły, aby ograniczyć populację bezdomnych zwierząt, odsetek sterylizacji w schroniskach powinien wzrosnąć z 7 do 30 proc. Trzeba by więc rocznie wysterylizować ponad 22,5 tys. psów, co kosztowałoby blisko 3 mln zł (czyli wartość dwuletniego budżetu krakowskiego schroniska). To bardzo ostrożne dane, bo wysterylizowanie 20 tys. psów wcale nie gwarantuje rozwiązania problemu. – Nie chodzi o sterylizowanie tylko bezdomnych zwierząt, ale zasadniczo wszystkich zwierząt domowych, oprócz profesjonalnych (rejestrowanych i kontrolowanych) hodowli – mówi Wypych. Gdyby chcieć uruchomić narodowy program bezpłatnej sterylizacji według jego pomysłu, to liczbę zabiegów do wykonania trzeba by liczyć w milionach (w Polsce żyje według różnych szacunków 5-7 mln psów). Kosztowałoby to kilkaset milionów złotych!

– Szczegółowym opracowaniem programu powini zająć się urzędnicy. Ja twierdzę tylko, że bez takiego programu pieniądze wydawane na hycli i większość schronisk są pieniędzmi wyrzucanymi w błoto – mówi Wypych. Bezdomnych zwierząt jest w Polsce tak dużo, że nie da się ich wszystkich wysterylizować za publiczne pieniądze. Poza tym sama tylko sterylizacja, bez możliwości karania nieodpowiedzialnych właścicieli (większość „bezdomnych” zwierząt miała przecież „pana”) prowadzi do tego, że nieraz trzeba by wysterylizować kilka kolejnych psów, „dostarczonych” do schroniska przez tego samego, bezkarnego właściciela.

Oprócz sterylizacji niezbędne jest więc także upowszechnienie chipowania (nawet obowiązkowego, tak jak szczepienia przeciwko wściekliźnie) i rejestracji w bazach danych. Potrzeba wreszcie rzetelnej ewidencji w schroniskach (są w Polsce takie – np. Dopiewo – które nie prowadzą jej w ogóle!) i kontroli, a gdy trzeba – wymiernej reakcji policji i prokuratury.

Matematyczne sztuczki

Tworzenie raportów o bezdomnych zwierzętach ma sens tylko wtedy, gdy idą za nimi konkretne działania. To wówczas kolejne dokumenty pozwolą ocenić, w jakiej skali udaje się rozwiązywać problem. Samo, nawet coroczne, zbieranie danych to nic więcej jak matematyczne sztuczki, które pozwalają cieszyć oko rosnącymi lub spadającymi liniami trendu i pojawiającymi się na wykresach wybrzuszeniami. Podczas prezentacji raportu głównego lekarza weterynarii kraju eksperci posługiwali się wyrażeniem „odsetek zwierząt”, który w zależności od prezentowanych danych malał lub rósł. Niestety, nijak się to ma do rzeczywistości, w której nie odsetek, ale liczba bezdomnych zwierząt wciąż rośnie. Do naszej redakcji codziennie trafiają prośby o pomoc. Jeśli rzeczywiście rośnie jakiś odsetek, to tylko odsetek dramatu zwierząt i bezduszności ludzi.

Przybyli na konferencję przedstawiciele organizacji prozwierzęcych usłyszeli od urzędników, że to oni powinni wywierać nacisk na ministerstwo, by dało więcej pieniędzy, że to oni powinni zgłaszać do organów ścigania przykłady nieprawidłowości w schroniskach. Obrońcy zwierząt pokazywali wówczas opasłe skoroszyty urzędowych dokumentów, które w ostatnich miesiącach i latach wysłali – na próżno. Co w tym czasie robił główny lekarz weterynarii kraju, odpowiedzialny za egzekwowanie przepisów ustawy o ochronie zwierząt?