Fundacja dla Zwierząt ARGOS | www.argos.org.pl

Relacja ze schroniska TOZ w Kole

(Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce, Oddział w Kole,
Kolskie Centrum Adopcyjne "Futrzakowo")

 


Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce, Oddział w Kole,
Kolskie Centrum Adopcyjne "Futrzakowo", 08.05.2011, film amatorski

Film nagrała i mówi Aleksandra Gajda:

Moja znajomość z Krzysztofem Furmańskim rozpoczęła się dnia 06.05.2008 roku, podczas wspólnego odłowu podrzuconego na moje osiedle psa. Podczas rozmowy o bezdomnych zwierzętach z miasta Koła wyszło na jaw, że większość moich "osiedlowych podopiecznych" trafiło na jego posesję, gdzie znalazły schron i pożywienie.

Po licznych odwiedzinach i rozmowach, postanowiliśmy wspólnie stworzyć azyl dla potrzebujących pomocy zwierząt. Krzysztof Furmański posiadał 3 hektary posiadłości mieszczącej się na obrzeżach miasta Koła, z czego 2 hektary to nieogrodzona łąka. Mieściło się tam już ok. 15 psów, w większości biegających swobodnie po działce.

Początkowo zaczęliśmy współpracę z TOZ Oddział Konin. Oni przyjmowali zlecenie na psa z powiatu kolskiego, my się nim zajmowaliśmy. Dnia 28.12.2008 roku zebraliśmy kilkudziesięciu formalnych miłośników zwierząt i utworzyliśmy kolski oddział TOZ-u, którego prezesem został Krzysztof Furmański. Tak rozpoczęła się nasza działalność z pobliskimi gminami. Ustalona dzienna stawka za gminnego psa wynosiła 5 zł. Idea działalności była naprawdę wspaniała, pomagamy zwierzętom, pokazujemy ludziom że ten problem istnieje a przy okazji atakujemy miasto i gminy o wybudowanie schroniska dla zwierząt z prawdziwego zdarzenia.

Po kilku miesiącach działalność dało się zauważyć że ilość psów znajdujących się na posesji znacznie się powiększyła. Niestety pojawiały się tam nie tylko gminne zwierzęta ale także te narodzone w przytulisku. Prywatne suki Krzysztofa nie były wysterylizowane ani poddawane terapiom hormonalnym przez co często miały małe szczeniaki. Członkowie kolskiego TOZ i sam prezes Furmański był przeciwny usypianiu ślepych miotów. Nie były też dokonywane starania zwalczające wirusy i bakterie panujące przy takiej dużej liczbie zwierząt.

Przytulisko stawało się coraz bardziej zaśmiecane z powodu braku podpisanej umowy na wywóz odpadów komunalnych. Śmieci były gromadzone po kątach, gdzie roznosiły je psy i szczury. Nie były dobudowywane boksy, psy w większości biegały swobodnie po działce. Niestety z powodu braku ogrodzenia zdarzało się, że wyruszały na nocne wędrówki. Dzięki pomocy schroniska w Koninie udało się wysterylizować kilka suk, ale niestety często przybywały nowe ciężarne.

W lipcu 2009 r przystąpiliśmy do konkursu GRANTA organizowanego przez Zarząd Główny TOZ. Ułożyliśmy projekt, który miał tymczasowo rozwiązać gromadzenie psów na posesji Furmańskiego. Polegał na stworzeniu sieci domów zastępczych, gdzie trafiałyby gminne psy. Na zrealizowanie planów dostaliśmy 10.000 zł. Oczywiście kontem zarządzał Prezes kolskiego oddziału Towarzystwa. Zostały zakupione materiały na boksy, sprowadzono wagon kolejowy, który miał służyć za kociarnię oraz ogrzewane pomieszczenie dla chorych podopiecznych. Wbrew wcześniejszym założeniom zakupiono także samochód.

Pan Krzysztof znany był w Kole z niesłowności, bałaganiarstwa i krętactwa. Zawsze wytłumaczeniem dla zezłoszczonych ludzi był brak czasu. Po kilkumiesięcznej działalności między mną a panem Furmańskim dochodziło coraz częściej do awantur. Zaczęłam osobiście dostrzegać wady tego człowieka, przed którymi mnie ostrzegano. Pomimo rozpoczęcia wielu prac, nic nigdy nie było dokańczane. Materiał na boksy posłużył do wzmocnienia przerwanego ogrodzenia z jednej strony działki, wybieg dla kotów zatrzymał się na fundamentach. Samochód został całkowicie zaniedbany, wyszło OC, część faktur nie została uregulowana, wciąż nie było umowy na wywóz śmieci.

Kolskie Centrum Adopcyjne "Futrzakowo" stawało się coraz bardziej znane. Ludzie podrzucali lub przyprowadzali zwierzęta które Krzysztof wciąż przyjmował. Liczba psów wahała się pomiędzy 40 a 50 sztuk. Psie odchody nie były systematycznie usuwane co pogorszało stosunki z sąsiadami i zwiększało ryzyko wystąpienia epidemii. Szczeniaki, które rodziły się lub trafiały do przytuliska umierały po kilku tygodniach na parwowirozę lub nosówkę. Tylko nieliczne sztuki przeżywały.

Na zebraniach Prezes był wychwalany przez członków za miłość do zwierząt i za to że zostawi zwierzaka w potrzebie. Szkoda tylko, że nikt z członków nie zainteresował się w jakich warunkach uratowani podopieczni żyją. Pomimo bardzo częstego poruszania tematu przez moją osobę, każdy członek wolał wierzyć w wersje opowiadaną przez ich Guru. Z miesiąca na miesiąc sytuacja się pogarszała, przestały wpływać pieniądze z gmin, liczba zwierząt wciąż rosła, pojawiły się kolejne długi, urwał się tłumik w samochodzie.

Osobiście zaczęło mnie to przerastać. W listopadzie 2010r wyjechałam na staż do schroniska w Świnoujściu by nauczyć się od podstaw prowadzenia tego typu działalności. W odwiedziny do Koła przyjechałam na święta Bożego Narodzenia i to co zobaczyłam przychodząc do przytuliska głęboko zapadło mi w pamięci. Mnóstwo nowych dorosłych psów, ok 40 szczeniaków, pełna kociarnia, wszystko zabrudzone odchodami do granic możliwości, psy bez bud, bez siana, zamknięte we wraku samochodu, w klatkach, na łańcuchach. Nigdy w życiu nie zapomnę tego widoku. Nigdy.

Poinformowałam członków towarzystwa o sytuacji jaką zastałam w przytulisku. Usłyszałam że to moja wina .... bo wyjechałam i zostawiłam pana Furmańskiego samego. Posprzątałam w kociarni, w miarę ociepliłam budy, pozawoziłam chore koty do weterynarza. Po dwóch tygodniach przyjechałam na niezapowiedziana wizytę. I znowu szok. Jak tak można! Kolejne nowe zwierzęta, brud i ogólny syf. Tłumaczenie: bo on nie ma czasu na nic.

Zaczęłam gromadzić dokumentację fotograficzną ale wciąż miałam nadzieje ze ten człowiek się opamięta. Kilka stałych suk było ciężarnych, dałam ultimatum panu prezesowi albo usypia ślepe mioty albo ja do Koła nie wracam. Nie traktował moich słów poważnie, był pewien że i tak tam wrócę i tak. Powiedział że pousypiał szczeniaki, przyjechałam i zastałam widok kolejnych kilkunastu ślepych maluchów. Zabrałam psa z zagraconego bagażnika wraku samochodu i postanowiłam to zakończyć. To już nie jest miłość do zwierząt, to już choroba, która odbiera zdrowy rozsądek.

Po raz kolejny poinformowałam członków Towarzystwa o krytycznej sytuacji tam panującej i oraz o moim zamiarze zlikwidowania tego. Filmik nakręcony w maju 2011r pokazuje rezultaty. Od tamtego momentu jestem dla Towarzystwa w Kole największym wrogiem, którego trzeba zlikwidować.

Aleksandra Gajda


DO 2010 r. psy z Koła trafiały do schroniska w Turku

W 2011 r. psy z Koła trafiły do schroniska w Białogardzie

Witryna internetowa Oddziału TOZ i "Futrzakowa": http://futrzakowo.blogspot.com
(porzucona w 2012 r.)